Żony jak dobrze, że jesteście - kolejne pół roku za nami. Ku
odświeżeniu i refleksji małe podsumowanie minionego czasu.
Nasze spotkanie odbywało się tym razem w dość nietypowym
miejscu- świętowałyśmy we włoskiej restauracji dzieląc się jednocześnie naszymi postępami. Dobrze jest dziękować, za ten czas...
Odpowiadając na pytanie: Co tak naprawdę jest dla mnie
ważne? - wróciłyśmy do naszych Deklaracji celu małżeństwa. Otóż naszym
wnioskiem jest potrzeba zapisania tego celu na osobnej kartce i częste wracanie
do podjętych postanowień.
Posiadanie takiej listy priorytetów jest przydatne w
dokonywaniu różnych innych wyborów.
Deklaracja celu małżeństwa pomaga mi sprawdzać czy idę
właściwie obraną drogą.
Jeżeli moim priorytetem jest mąż i rodzina, wszystkie inne
sprawy temu podporządkowuję. Wydaje się naturalne, że na początku macierzyństwa
mąż „odchodzi w odstawkę”, ponieważ dziecko w sposób sobie właściwy domaga się
i wymaga bliskości mamy. Niemniej jednak szczególnie starszym dzieciom najbardziej potrzebny jest
widok kochających się rodziców.
Uświadomienie sobie tego pomaga bardziej skoncentrować się na mężu. Także popatrzenie z perspektywy
przyszłego czasu na nasze wspólne życie oraz odpowiedzenie sobie na pytanie:
jak nasze małżeństwo będzie wyglądać za 30 lat, czy będę zadowolona z moich
wyborów może pomóc przyjąć właściwa perspektywę dla swojego małżeństwa.
Bycie darem dla męża oraz ogarnianie go modlitwą to nie lada
wyzwanie i zadanie. Ciekawą spraw ą wydaje się, że kiedy odpuszczam mężowi (czytaj
rezygnuję z marudzenia, nie naciskam, pozwalam działać w jego własnym tempie, nie próbuję postawić
na swoim), wtedy mąż zaczyna działać. Cennym czasem dla małżeństwa są rozmowy z
mężem. Uczestniczenie w grupie motywuje do podejmowania pracy nad sobą, pomaga
teorię wcielać w życie, czynić coś dobrego dla małżeństwa i unikać zastoju.
Podejmowanie pracy nad sobą, nad swoim małżeństwem, sprawia że nie zostawiam
spraw ślepemu losowi i mogę mieć nadzieję, że inwestując czas w rozwój siebie,
męża i małżeństwa nie będziemy żyli „razem, ale osobno”, jak dwoje obcych sobie
ludzi, lecz będąc ze sobą blisko,
będziemy przez całe życie szczęśliwi, że nie zmarnowaliśmy siebie.
Odpowiadając na pytanie: Co czuje mój mąż mając mnie za
żonę? dzieliłyśmy się naszymi postępami w realizacji postanowienia: świat bez
narzekania i noszenia bransoletki… ech, jak dużo negatywów sączy się wokół i
jakże ciężko się od tego odciąć. Sama świadomość, że narzekam już jest lecząca.
Świadomość tego, że narzekanie jest jadem zatruwającym i niszczącym motywuje do
unikania osób narzekających, zamilknięcia przed najbliższymi, nie wyładowywaniu
swojej frustracji na mężu lecz raczej przerzuceniem trosk na Pana Boga.
Pomocą
w osiągnięciu tego celu może być uświadomienie męża, że noszę bransoletkę po
to, żeby mówił mi, kiedy narzekam. Zaskakujące może się wydawać, że ogólnie nie
narzekam, ale na męża czy mężowi tak, szczególnie, gdy brakuje cierpliwości.
Zastanawiałyśmy
się nad tym, gdzie leży granica pomiędzy narzekaniem, a informowaniem, czy
dzieleniem się z mężem trudami mijającego dnia. W uniknięciu nieporozumienia wydaje
się dobre uprzedzenie męża po co pewne rzeczy mówię, np. nie oczekuję porady
lecz tylko pocieszenia czy wysłuchania; łagodność w przypominaniu o różnych
sprawach oraz napełnianie się tym, co pozytywne.
Pomaga w tym na pewno wdzięczność. I tu w tym miejscu dotykałyśmy ponownie rozdziału:
Czy jestem skłonna zmienić swoją postawę? Teoretycznie tak. Praktycznie, jak się okazuje
też. Po prostu trzeba zabrać się do bycia wdzięcznym i zaczyna się powoli
widzieć owoce. Np. zakładka wdzięczności z cytatem: i bądźcie wdzięczni
postawiona w widocznym miejscu przypomina, że naprawdę mam za co być wdzięczna
i Bogu i mężowi. Pisanie pamiętnika wdzięczności sprawia, że kiedy czytam go
powtórnie wzmaga się we mnie wdzięczność do męża i widzę dobro i ono nie umyka –
taki pamiętnik może stać się cennym prezentem np. z okazji rocznicy ślubu .
Zebrało nam się na sentyment i zaświecił blask w oczach, gdy wspominałyśmy początki
znajomości z naszymi mężami i historie z odkopywaniem starych miłosnych listów,
maili czy smsów- zapisywaniem ich na kartce czy tworzeniem albumu ze zdjęciami . Przypomnienie starych,
ale jakże dobrych dziejów wzmaga wdzięczność.
Ucieszyłyśmy się tą myślą, że nie
jesteśmy same, że nasi mężowie pomogli stać nam się mamami. Naprawdę mamy być
za co wdzięczne. Wdzięczność jest lekiem na depresję, zazdrość, złość lekiem
przynoszącym radość i odbudowującym, pozwalającym budować klimat bliskości i o tym snuł się nasz ostatni
wątek.
Ale o tym niebawem…
Opracowała E
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz